O Indianach, marketingu dzikości i byciu prawdziwym
06/12/2021
Hola! Buenos Dias! Dzień dobry świecie! Witajcie na IBTM World 2021! To tu spotyka się cały świat. Tu spotyka się zachwyt, ale i zmieszanie.
Poranną kawę piłam w Panamie, potem przybiłam piątkę z Irlandczykami, o zmianach klimatycznych rozmawiałam na Svalbardzie, ręcznie robione ciasteczko zjadłam na Cyprze, sok jabłkowo-miętowy wypiłam w Polsce. Dania jak zwykle zaskoczyła ciekawymi rozwiązaniami wspierającymi zrównoważony rozwój, a w Rosji sfotografowałam się przy pucharze UEFA – tym prawdziwym!
Okazji do zdjęć było wiele i właśnie one wywołały ciekawą rozmowę przy kolacji. Dziękuję Agnes za refleksje. Na stoisku Panamy Indianie reprezentowali i reklamowali swój kraj. Stoisko było kolorowe, przyciągało uwagę. Wiele osób wykorzystało to na zrobienie sobie zdjęcia z mieszkańcem Ameryki Środkowej. To wywołało z jednej strony zachwyt, z drugiej zmieszanie.
Czy moralnym jest przywozić Indian w ramach promocji kraju?
Z poprzednich edycji IBTM pamiętam pełnego energii Mr Holland. W pomarańczowym garniturze z blond kędzierzawymi włosami, uśmiechem za milion dolarów reklamował Holandię – wszyscy robili sobie z nim zdjęcie.
Pamiętam piękną włoszkę w ręcznie utkanej sukni z wizerunkiem Wenecji. Stała w miejscu przez trzy dni, grzecznie ustawiając się do zdjęć. Na stoisku Szkocji zawsze jakiś Pan pozuje w spódniczce. A Irlandczycy w zielonych brodach z chęcią uśmiechają się do obiektywów.
Czy krakowianki i górale na polskim stoisku w barwnych regionalnych strojach również wzbudziliby nasze moralne wątpliwości? Czy tylko dalekie i rdzenne cywilizacje, w naszym mniemaniu bezbronne, sprawiają, że coś nas uwiera?
Zdjęcia z Indianami nie zrobiłam (czułam, że to pewien nietakt), ale prócz zdjęć można było kupić u nich ręcznie wyplataną biżuterię, co też uczyniłam.
W życiu staram się dostrzegać prawdę po obu stronach, nie ginąć w poprawności politycznej, ale i nie zgadzać się bezrefleksyjnie na wszystko.
Indianie Kuna i Embera w Panamie od lat żyją z turystyki. Ci, co tam byli, wiedzą. Rząd dał im pewną autonomię. Nie mogą jednak polować, dlatego łowią ryby, uprawiają owoce i warzywa oraz sprzedają rękodzieło turystom i pokazują im swój świat. Próbują żyć jak najbliżej natury i opierać się cywilizacji. Ale rzeczywistość weryfikuje byt. W podróżach szukamy autentyczności, prawdziwego życia. Antropolog turystyki Dean MacCannel nazwał to marketingiem dzikości, czyli wykorzystywaniem cywilizacji plemiennych w celach komercyjnych w turystyce1. Jest to złożone i ciekawe zagadnienie. Marketing dzikości przyczynia się do powstawania fałszywych wyobrażeń na temat odwiedzanych społeczności. Powiela pewne schematy i stereotypy. Ale jest to również szansa rozwoju turystyki etnograficznej, utrwalenia istnienia kultur i polepszenia bytu lokalnych mieszkańców2.
Z jednej strony pragniemy autentyczności, z drugiej bezpieczeństwa i ustandaryzowania pewnych miejsc i zachowań… Jak w tym wszystkim zachować prawdziwość i ochronić rdzennych mieszkańców?
Tymczasem zbliżają się święta Bożego Narodzenia, które w kulturze masowej już dawno zostały odarte ze swojej pierwotnej idei. Przyjęte w wielu krajach (nawet tych niechrześcijańskich) jako czas spotkania z rodziną, czas dobra i radości.
Życzę Wam spokoju, zdrowia i bycia tu i teraz… tak prawdziwie.
---------------------
1) K. Podemski, Socjologia podróży, Poznań 2005
2) A. Paluch, „Marketing dzikości” wśród Indian dorzecza Amazonki w Brazylii, Pisma Humanistyczne 10, 2013